Forum Walka duchowa Strona Główna Walka duchowa
katolickie forum dla osób wierzących, niewierzących, poszukujących, wątpiących, zagubionych
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moje opowiadanie.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Walka duchowa Strona Główna -> Sztuka / Poezja, literatura
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
edith
Pachołek


Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:29, 25 Mar 2010    Temat postu: Moje opowiadanie.

ROZDZIAŁ I
Ciemność nocy otaczała pusty las, i tylko światło księżyca trochę ją rozpraszało, odbijając się od śniegu, leżącego na ziemi. Biały puch przykrywał gałęzie iglastych drzew.
Chłodny mroźny wiatr irytował ukrywającego się w rowie człowieka, który obserwował znajdujące się nieopodal legowisko wilków.Bardzo chciał tam podejść,ale było ono pilnowane przez trzy bardzo duże samce. Na szczęście jego zapach nie był wykrywalny, dzięki specjalnej maść z korzenia dzikiego kwiatu. Miał też na sobie białe futro, które zakrywało go w zimowej poduszczę.
Nagle coś zwróciło uwagę drapieżców. Dwóch z nich pobiegło w jakimś kierunku. Lecz pozostał najsilniejszy.
To była dobra okazja na atak! Mężczyzna próbował wilka podejść od tyłu,jednak on spostrzegł go instynktownie i zwinnym skokiem rzucił się na niego i powalił. Napastnikowi w ostatniej chwili udało się przebić krótkim mieczem ciało samca, ale to nie pokonało definitywnie zwierzęcia, które otworzyło szeroko szczękę starając się rozszarpać szyje oprawcy i zabić resztkami sił. Trzymając kark wilka, czuł że nie uda mu się go długo powstrzymywać i zaraz niechybnie zginie. Nagle usłyszał odgłos kopyt. A po pewnym czasie stworzenie drgnęło oraz osunęło się martwe na ziemię.
Zauważył strzałę wystającą z głowy trupa, a kilka kroków dalej młodzieńca z łukiem na szarym koniu.Szczupłe, długie ramiona ułatwiały mu posługiwanie się bronią.Kiedy zdjął hełm zobaczyć można było jego krótkie, białe włosy i piękne, błękitne oczy.
Łucznik przybył z dwoma innymi jeźdźcami. Dużo starszy towarzysz, pokryty na twarzy licznymi bliznami,swym stalowym spojrzeniem, uważnie wszystko obserwował. Nad jego wierzchowcem były przewieszone dwa nieżywe wilki, prawdopodobnie pozostali strażnicy.
- Jeszcze chwila, a rozwaliłby ci gardło. Na szczęście zdążyłem! - Odezwał się dumnie młody ratownik.
Po chwili zsiadł z konia trzeci mężczyzna, po czym podszedł do legowiska i zauważył:
- Nie jadły nic od dawna, widać tu tylko resztki jedzenia sprzed ostatniego udanego polowania, więc nie złapały dzieci.
- Pewnie gdzieś się schowały i zamarzły! Nigdy ich nie znajdziemy! – Stwierdził człowiek niedawno walczący ze zwierzęciem.
- Toriell, i tak jesteś ranny, to możesz wracać do Innerot z moim synem – powiedział przywódca.
Ale on nie wydawał się zadowolony z takiej sytuacji, a jego ognisty wzrok rozpalał mroźny klimat. Z wyglądu różnił się od pozostałych, miał długie, brązowe włosy, ciemniejszą cerę oraz czarne oczy. Przybysze ignorowali to rozgorączkowane zachowanie, pewnie przyzwyczajeni do ognistego charakteru swego kolegi.
- Ojcze, ja mogę zostać, niech Ardin z nim pójdzie – prosił młodzieniec.
- On mi jest bardziej potrzebny, więc nie dyskutuj ze mną.
Rozmowę przerwał nadjeżdżający człowiek, który następnie poinformował ich, że dzieci zostały odnaleziona przez drugą grupę poszukiwawczą i, że mogą wracać do domu.

Małe płatki zaczęły lekko spadać z nieba. A blade słońce starało się wychodzić za horyzontu i rozjaśniać noc.Wojownicy weszli w wolną przestrzeń i jechali przez zwalony śnieg.Dookoła nich rozprzestrzeniał się zielony, sosnowy las. Toriell kłusował z tyłu grupy. Nie czuł się zbyt dobrze i trochę słaniał się na koniu. Rana na szyj nie była perfekcyjnie opatrzona, musiał poczekać na odpowiednią pomoc, aż dojadą do grodu. Ardin zauważył to, więc podjechał do niego i począł prowadzić jego wierzchowca oraz pilnować, by nie spadł. Na przodzie pędzili ojciec i syn, zajęci rozmową.
Usłyszał ciche westchnięcie Ardina. Widać było, że jest w dobrym humorze. Pewnie dlatego, bo wdowa i matka zaginionych dzieci, była jego znajomą. A przedtem nie mógł znieść myśli, że będzie musiał poinformować ją o stracie całej rodziny. No i zaczęła mu się gęba nie zamykać. Przez to gadanie, Toriella rozbolała głowa. Słuchał go niezbyt dokładnie. Zrozumiał tylko tyle, że kobieta będzie bardzo szczęśliwa i,że on lubi jej zawsze pomagać. Dopiero nastawił uszu, kiedy paplanina słów, naszła na temat wydarzeń z dzisiejszej nocy.
Ardin mówił, wpatrzony w kłusujących na przodzie jeźdźców:
-Ten chłopak wydawał się wcześniej taki słaby. Było z niego takie wątłe dziecko. A teraz! To on już jest prawdziwy wojownik. Sam widziałeś! Jak jednym strzałem, może zabić groźnego wilka. A przedtem mu przyszło jeszcze z dwoma. Jego ojciec chciał, żeby Flawio pokazał co potrafi. I się nie zawiódł. To on powalił te dwa martwe potwory na koniu starego.Słyszałem, że ty przyjaźniłeś się z nim w dzieciństwie i sam możesz potwierdzić tę zmianę.
- Tak, tak... – mruczał Toriell. A na jego twarzy powstał mały uśmieszek i w myślach wypowiedział te słowa – może wzrosły umiejętności, ale nie wiem, czy przestał być tchórzem.
Po chwili rzeczywistość przed nim zaczęła niknąć. Jego świadomość brnęła w dawne wspomnienie. Widział siebie z Matlin oraz z jej bratem, jak byli dziećmi. Szli do lasu, oddalając się od Innerot. Nie było wtedy zimy, lecz środek lata. W mroźnej krainie, śnieg już prawie stopniał i było dość ciepło. Pod ich stopami znajdowała się naga ziemia, przyprószona z lekka zielenią. On ubrany w jakieś łachmany,stanął i odwrócił się przez ramię. Bo na ziemi klękał Flawio i błagał o powrót. Siostra próbowała go uspokoić, mówiąc:
– zaraz na pewno wrócimy, tylko przejdźmy jeszcze kawałek.
Na takie zachowanie, począł się śmiać, po czym wypuścił kilka drwin i szedł dalej. Matlin spowodowana współczuciem, nie wiedziała co robić,ale nadal była przy boku Toriella.
Brat niespodziewanie złapał się ręki dziewczyny i płakał.
– Nie, nie..., proszę nie! Tata mówił, że w lesie są przeraźliwe potwory – piskliwie krzyczał.
Nie mógł już sobie nic przypomnieć, a świadomość zaczęła mylić fakty.Wydawało mu się, że to on razem z Matlin są zaginionymi dziećmi.Tylko że w tym przypadku, ich nie udało się odnaleźć. I kiedy zagubieni wędrowali, to natknęli się na głodnego wilka. On zginął pierwszy z rozszarpanym gardłem, próbując ratować dziewczynę.
Później ogarnęła go ciemność. Myślał że już umarł.

Niebo było już całe ogarnięte bezchmurnym błękitem, kiedy udało im się dojechać do grodu. Wcześniej jeszcze spotkali pozostałych z grupy poszukiwawczej, którzy mieli odnalezione dzieci.
Ardin zobaczył, że chłopiec nadal wydawał się przestraszony tą niebezpieczną przygodą, a jego młodsza siostra smacznie spała w ramionach jakiegoś jeźdźca.Oddając nieprzytomnego Toriella pod opiekę innych, wziął malca na swojego wierzchowca, żeby go uspokoić. Sześciolatek widząc znajomą twarz, po kilku pociesznych słowach, zamienił swą strapioną minę na zabawne grymaski, i zaczął bawić się grzywą konika.
Dowiedział się też, że dzieci utknęły na dole pewnego, stromego stoku. I gdyby chłopiec nie porwał na gałęzi obok urwiska swoich spodni, raczej nie udało się ich, tak szybko odnaleźć. Musieli także poczekać do rana z wydostaniem maluchów, ponieważ w nocy było zbyt trudno tam się dostać, i jedynie mogli rzucić im ciepłe koce i jedzenie.
Innerot znajdowało w małej dolinie okalaną wielką, iglastą puszczą. Z lasu spływała płytka rzeczka - na dnie wyłożona gładkimi, szarymi kamieniami, i wlatywała do prostokątnej dziury w grodzie otoczonego drewnianymi palami.
W domu czekali na nich inni, z niecierpliwością oczekujący wieści o poszukiwaniach. I kiedy dojechali, a przywódca siadł z konia, z płaczem przyklękła przed nim matka, zobaczywszy swoje dzieci - całe i zdrowe.
- Droga niewiasto, nie mi należą się podziękowania. Nie ja odnalazłem, i wyratowałem malców - powiedział i podniósł z ziemi kobietę.
- Ale to Ty Panie, niezwykle szybko zorganizowałeś pomoc, więc za to jestem uniżenie wdzięczna.
- To był mój święty obowiązek.
Toriell zaczął odzyskiwać przytomność. Zobaczył też, że rana została już dobrze opatrzona. Po czym usłyszał znajomy śmiech, ten który zwykle wywoływał u niego przyjemny dreszczyk podniecenia.
- Mój kochany braciszek, teraz będzie, nie do zniesienia... No, bo nie powstrzyma się, zobaczycie, przed ciągłym przypominania nam o swych wyczynach -odezwała się młoda dama, która wcześniej podeszła do grupy młodych ludzi gratujących Flawiu celnych strzałów.
Trochę przymulony bólem Toriell, nie zwracał uwagi na innych, nawet kiedy mówili o nim,ponieważ jego cała uwaga była zwrócona na opatuloną wilczym futrem istotę. Była ona niezwykle doskonała pod względem urody. Długie, proste i białe włosy były rozpuszczone na ramionach. A na jasnym obliczu, duże wodniste oczy spoglądały na świat z urokiem. Wysoko postawione kości policzkowe, prosty nosek, symetryczna twarz i lekko zarysowane, blade usta stanowiły dla jej powabu ładny dodatek.
Nagle Flawio spostrzegł przytomnego Toriella i zwrócił się niego:
-Ha ha ha... O! Nasz ranny przyjaciel, już się obudził. Moja siostra właśnie zwracała mi uwagę, że się zbytnio przechwalam. A powinna być szczęśliwa, że ma takiego brata, który ratuję ludzi od śmierci z kłów wilka. Prawda Toriell?
Kiedy Matlin w reszcie zauważyła jego obecność i dowiedziała się o niebezpiecznym incydencie, zadrżała, ale ukryła to pod powłoką milczenia, i spuszczając trwożliwe oczy.
Ignorując dziewczynę, spojrzał mrożącym wzrokiem na jej brata.
- Uniżenie dziękuję Ci. O wielki! - mówiąc, Toriell lekko ukłonił się. Ale jego twarz nie wyrażała pokory lub dziękczynienia.
Słysząc drwinę w jego słowach, Flawio z irytacją odezwał się:
-Trza było jechać z nami! A nie stroić fochy! Oddzieliłeś się od nas, i przez to musiałeś sam sobie radzić. I to z miernym skutkiem. I gdyby niebiosa nie ulitowały się nad dobą, to wilki z pewnością, pożarłyby cię.
- Ale to ja miałem racje. I gdybyście mnie posłuchali, a nie Ardina. Szybciej odnaleźlibyśmy legowisko.
-Tylko że to, nie był powód do nie słuchania rozkazów. Żołnierz zawsze słucha dowódczy, nawet kiedy się z nim nie zgadza. - Stwierdził Flawio.
Toriell skończywszy rozmowę, odszedł chwiejnym krokiem od nich.Ktoś chciał mu pomóc, ale on odepchnął go. Na koniec jeszcze usłyszał szepty, i śmiech Matlin, który wydawał mu się wyśmiewać z niego niemiłosiernie.
Schował się gdzieś, tak żeby nikt go nie znalazł. Promieniujący ból ciała i duszy, nie pozwalał mu istnieć.Jedynym ratunkiem od niego, było narkotyczne ziele. Po zażyciu go,odszedł do świata halucynacyjnych majaków.

Gwieździsta noc bardzo szybko opanowała powierzchnie nieba. Ale dla naszej małej społeczności, panowanie królestwa nocy, nie było żadnym powodem przygnębienia. To jasny dzień, stanowił dla ludzi - czas wytężonej pracy, by zdążyć że wszystkim do mroku. A widok świetlistych gwiazd, był stwierdzeniem, że są w ramionach swoich partnerów przy tańcu.
Wielki ogień w ognisku rozjaśniał pomieszczenie, gdzie rytmiczna i skoczna muzyka głośno zachęcała do zabawy. Właśnie na takie igraszki Matlin założyła piękną, białą suknię,nie zakrywającą jej jasnych ramion, które zlewały się z ubiorem. Na końcu rękawów, płótno zamiast owijać przedramiona, zwisało prawie dotykając ziemi. Muzyka poruszała jej serce, prosiła do tańca. Ale żaden gorący młodzieniec, nie odważył się zaprosić ją w tango. Przecież to córka wielkiego rodu! Jedynie mogła siedzieć przy ogniu, którego światło rozjaśniało jej twarz. Może by miała jakieś szanse do zabaw,ale Nana - przybrana matka i opiekunka Matlin, pilnowała ją swym surowym wzrokiem, który dla niej miał wiele ciepła i łagodności, ale dla wiejskich chłopców, przybierał wyraz odstraszający.
- Ach -westchnęła. Tylko jej brat, dobrze się bawił w ramionach jakieś dziewki. A poza tym, był jeszcze oblegany przez inne młode dziewczęta. I wlewał w siebie litry wina oraz wznosił toasty za siebie. - Za mnie! Proszę wypijcie... Za mnie! - krzyczał do każdego.
-Twój brat, to niezłe ziółko. Zbałamuci mi wszystkie panny z wioski - mówiła Nana, która była tak jakby szamanką. Ale nie zajmowała się czarami. Jedynie przygotowywała w swojej chacie liczne mikstury lecznice, zrobione na bazie różnorodnych ziół. Także doradzała i przewodniczyła mieszkańcom wioski.
- Jeśli się pchają, to nie jego wina - powiedziała Matlin z lekką pogardą.
- Serce niewieście, nigdy nie słucha rozsądku, gdy jest przepełnione uczuciem - stwierdziła, a dusza jej podopiecznej zadrżała.
Słowa doleciały do mężczyzny, który obserwował uważnie panienkę. Zauważył, że stara spostrzegła go ukrytego w cieniu. Widząc jej wnikliwe spojrzenie, pragnął wtedy wykłóć kobiecie oczy.
W reszcie zdecydował się na śmiały krok. Nana i i tak zobaczyła jego zainteresowanie Matlin, a jej brat już prawie był nieprzytomny i skłaniał się do snu. Więc podszedł do kobiet, lekko skłonił się, i zaproponował ukochanej taniec. Myślał że druga go przegoni, ale ona odpowiedziała na to:
- Widzę, że moja mała się nudzi, więc zatańcz, i rozhuśtaj swą duszę z tym młodym młodzieńcem.
Matlin wstała dość powolnie, i podała drżącą dłoń Toriellowi.
W tańcu dotykał jej pleców całą ręką, i zaczął prowadzić do spokojnej, rytmicznej muzyki. Czuł ciężki, miarowe oddechy swej partnerki. Bała mu się spojrzeć w oczy, a wzrok uciekał na wszystkie strony. Najgorsze były te wszystkie spojrzenia, które z niedowierzaniem wpatrywali się w tańczących.
- Niech przestaną, proszę. Czy przez to, Ojciec się do wie? - Powiedziała niezwykle cicho dziewczyna.
- To niech się dowie. Jesteś jego córką, a nie podwładną.
-Ale na pewno nasz wtedy rozdzielą. Już nigdy nie będziemy mogli,patrzeć w sobie w oczy - stwierdziła, odzyskując nagle równowagę i mogąc spojrzeć na niego.
- Wszystkich, którzy tego spróbują, zabiję. Nawet gdyby to, był twój Ojciec.
Matlin poczuła dziwne przerażenie, które nie odpychało ją od niego, ale wręcz przyciągało. Nie chciała śmierci Ojca. Te słowa nie były dla niej groźbą, tylko wyznaniem uwielbienia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Walka duchowa Strona Główna -> Sztuka / Poezja, literatura Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin